Linus Pauling był bardzo ciekawą osobą. Jest jedynym człowiekiem, który otrzymał dwie indywidualne Nagrody Nobla. Stworzył podstawy całej współczesnej chemii i biologii molekularnej. Nas jednak interesuje jego stosunek do witaminy C.
Pauling przez całe życie utrzymywał, że witamina C odpowiada za długowieczność, chroni przed nowotworami i schorzeniami serca. Miażdżyca była według niego objawem niedoboru witaminy C. Uważał, że większość chorób można wyleczyć we własnym domu, bez pomocy lekarza. Wszyscy lekarze, oczywiście, śmiali się z niego. No jak to tak, lekarz niepotrzebny, witaminy leczą choroby? Jeden po drugim umierali, a Pauling żył, żył, żył… Zmarł w wieku 93 lat, do ostatnich chwil aktywnie uczestnicząc w pracach instytutu, zachowując bystrość umysłu młodego człowieka. Przeżył wszystkich lekarzy, którzy się z niego naśmiewali.
Terapia Paulinga, a także kontynuatora jego idei, Ratha, jest „nieco” kontrowersyjna. Brak jest badań, które bezsprzecznie potwierdzają jej skuteczność, ale też brakuje takich, które wykazały brak działania. Dziś już wiemy, że sama witamina C w niskich dawkach w żaden sposób nie wpływa ani na ryzyko rozwoju miażdżycy, ani na ryzyko rozwoju raka. Zostało to dość szczegółowo sprawdzone. Innymi słowy, wiemy na pewno, że Pauling się mylił przynajmniej w części swoich twierdzeń.
Bez wchodzenia w szczegóły, opiszę zalecenia. Podstawa to witamina C. Prewencyjnie, aby zapobiec rozwijaniu się miażdżycy, zalecał on 1-2 gramy dziennie, zaś w przypadku zdiagnozowanej ciężkiej choroby nawet powyżej 10 gramów, rozbite na drobniejsze porcje. Witaminę C można kupić na allegro w cenie 30-40 zł za kilogram, a za około 10 zł wagę elektroniczną umożliwiającą dokładne odmierzenie porcji. Lizyna: w przypadku zdiagnozowanej choroby zalecał do 5 gramów dziennie, a prewencyjnie 1 do 2 gramów. Dr Rath dodał do tego zestawu prolinę, pomiędzy 500 a 1000 mg dziennie w przypadku miażdżycy.
Skuteczność terapii Paulinga i Ratha w walce z miażdżycą?
Osobiście odradzam tę terapię, gdyż nie tylko nie istnieje żaden dowód jej skuteczności, to nawet mamy całkiem przekonujące wskazania na brak takowej. We wszystkich badaniach, w których niby „udowodniono” działanie mieszanki lizyny, proliny i witaminy C, jakoś tak zupełnie „przypadkiem” równocześnie podawano pacjentom inne substancje, które faktycznie mają jakieś działanie. W badaniach dodatkowo stosowano argininę oraz ekstrakt z zielonej herbaty. I to najprawdopodobniej właśnie ekstrakt z zielonej herbaty był tym czynnikiem, który zadziałał, jako że podawanie go oddzielnie zwierzętom dawało całkiem wyraźny efekt.
Innymi słowy: wiemy, że mikstura Ratha ma jakieś działanie, ale nie wiemy, czy przypadkiem z całego tego zestawu suplementów nie działa tak naprawdę tylko jeden, ekstrakt z zielonej herbaty. I właśnie on jest całkiem fajnym suplementem. Czy jest sens dodawać do niego te wszystkie inne rzeczy, o których Rath pisze w swoich artykułach? Nie wiadomo, bo z tego co wiem, nie sprawdzał nigdy skuteczności poszczególnych składników oddzielnie. Wiemy na pewno, że sama witamina C nic nie da. Niemal na pewno nic też nie da z dodatkiem lizyny czy proliny, jako że bardzo wiele osób uzyskuje właśnie tyle tych aminokwasów z diety, ile zaleca Rath. Gdyby mieszanka tych dwóch substancji pomagała, wykryłyby to badania nad witaminą C, w których część osób siłą rzecz musiała mieć w diecie tyle tych substancji, ile Rath zaleca.
Warto tutaj dodać parę szczegółów, gdyby jednak ktoś się zdecydował. Po pierwsze, takie dawki witaminy C doprowadzą do ucieczki miedzi z organizmu. Należy ją suplementować równolegle z witaminą, w dawkach rzędu 2 do nawet 4 mg dziennie. Warto dorzucić około 15 mg cynku, aby uniknąć kolejnej zależności: większe dawki miedzi potrafią wypłukać cynk. Z kolei lizyna w takich dawkach doprowadzi do ucieczki z organizmu argininy. Warto równolegle brać argininę, w dawkach wynoszących przynajmniej połowę dawki lizyny, co zresztą robiono w badaniach Ratha.
Witamina C, nawet brana w postaci tabletek nie jest, wbrew temu, co twierdzą internetowi szamani, całkowicie bezpieczna. Ona potrafi zniszczyć nerki i są już opisane setki przypadków poważnych komplikacji, w tym śmiertelnych. Prawdą jest, że dotyczy to osób które mają z nerkami problemy, ale też faktem jest, że przeciętny człowiek który bierze duże dawki witaminy C dowie się o tym, że jego nerki nie potrafią sobie z tym radzić dopiero wtedy, gdy wyląduje w szpitalu na dializach.