Na wstępie zaznaczę, że rozdział nie ma zadanie zniechęcić do „normalnych” terapii. Jego rola to zwiększenie świadomości pacjenta, tak, by mógł on podjąć decyzję na podstawie wszystkich danych. Pacjent to nie zwierzę domowe, za które decyzje podejmuje właściciel, pacjent ma prawo znać wszystkie za i przeciw, powinien wiedzieć, o ile tak naprawdę statystycznie przedłuży sobie życie daną terapią.
Wszyscy znamy kogoś, kto miał przeprowadzoną operację bypass. Co prawda nie przestrzegał diety, ale jednak lekarze uratowali go przed zawałem. Jak to dobrze, że mamy kardiochirurgów… a może jednak nie?
Wystarczy zajrzeć na anglojęzyczną wikipedię, jak byk stoi tam „operacja bypass nie przedłuża życia pacjenta, nie zmniejsza też ryzyka zawału”. Jedyny efekt jest taki, że pacjent nie ma przez jakiś czas dusznicy bolesnej, a także to, że do końca życia będzie musiał płacić haracz na leki. Część badań wykazała niewielką korzyść, ale była ona minimalna, w najlepszym wypadku rzędu kilku procent.
Przykład badania, gdzie pacjentów losowo podzielono na dwie grupy. Jedna z nich dostała skierowanie na operację bypass, druga na zwykłą terapię. Obserwowano ich przez dziesięć lat. Różnice w przeżywalności były tak nieznaczne, że unikały analizie statystycznej, jedyną bezsprzeczną korzyść jeśli chodzi o czas przeżycia odniosły te osoby, które miały tętnice naprawdę mocno zapchane:
http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/073510979090534V
Inne badanie, również wykazujące brak pozytywnych efektów operacji:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/6137292
Analiza wszystkich dostępnych badań, gdzie porównano korzyści z operacji bypass do zwykłej terapii lekami:
http://www.thennt.com/nnt/coronary-heart-bypass-surgery-for-prevention-of-death/
Podsumowując, jeśli nie mamy naprawdę mocno zapchanej tętnicy, operacja bypass statystycznie niewiele zmieni. Powinien to oczywiście ocenić lekarz i do niego powinna należeć decyzja, a nie do pacjenta, któremu „coś się wydaje”, ale ten lekarz też powinien podjąć decyzję na podstawie dostępnych badań klinicznych, a nie dlatego, że „coś mu się wydaje”.
Eh, skalpel nie działa, ale na szczęście mamy tabletki, przecież lekarze przepiszą nam statyny, które uratują przed zawałem. I znowu małe rozczarowanie.
Statyny działają, owszem. Ale ich skuteczność nie zachwyca. Na dodatek badania kliniczne są przeżarte korupcją. Okazuje się, że te sponsorowane przez producenta leku miały dwadzieścia razy (!) większą szansę na to, że wykażą pozytywny efekt:
http://journals.plos.org/plosmedicine/article?id=10.1371/journal.pmed.0040184
W medycynie funkcjonuje taki ciekawy skrót: NNT, number needed to treat. Ilu pacjentów musi przez rok otrzymywać lek, by uratować jedno życie. Pacjenci z grup wysokiego ryzyka, czyli ci z najwyższym poziomem cholesterolu odniosą całkiem wyraźną korzyść z brania tabletek, ale dla przeciętnego Kowalskiego, będącego w niskiej grupie ryzyka, NNT wynosi 1000. Oznacza to, że jeśli 100 osób przez 10 lat będzie brało te tabletki, to jedna z nich dzięki temu przedłuży sobie życie, a 99 będzie się męczyć zupełnie niepotrzebnie, a i to przy założeniu, że próby kliniczne nie zostały zafałszowane:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21249647
To samo, w przystępniejszej formie, z wytłumaczeniem:
https://sciencebasedmedicine.org/statins-the-cochrane-review/
Dla osób będących w grupie bardzo wysokiego ryzyka, skuteczność jest oczywiście o wiele wyższa, rekordowo uzyskano aż 30, co oznacza, że jeśli 6 osób będzie brało te tabletki przez 5 lat, jedna z nich uniknie śmierci. Dotyczy to jednak pacjentów z cholesterolem „pod sufit”, którzy przeżyli już jeden czy dwa zawały i w praktyce zostało im kilka lat życia. Jeśli takiej osobie odwlecze się śmierć o tydzień, w statystyce będzie zapisane jako „sukces”. W takim wypadku znacznie lepszą metodą jest obliczenie, o ile dłużej średnio żyje pacjent przyjmujący statyny. I to zrobiono, analizując wyniki kilku dużych prób klinicznych:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4593138/
Tak, tam nie ma pomyłki. Biorąc statyny przez kilka lat, statystycznie przedłużamy sobie życie o 3-4 dni. A nawet dla takiej wartości musimy przyjąć założenie, że badania nie zostały zafałszowane. Najwyższy wynik, jaki uzyskano, to średnio 27 dni dłuższe życie u osób, które miały już jeden zawał i mają niekontrolowaną dusznicę bolesną, by uzyskać taką korzyść, musiały one brać tabletki przez niemal 6 lat. To właśnie w tej próbie klinicznej uzyskano NNT 30.
Jeszcze raz, powoli, bo to dość ważne. Osoby z najwyższej grupy ryzyka, na skraju śmierci, u których tabletki mają największą skuteczność, biorąc statyny przez 6 lat statystycznie przedłużyły sobie życie o 27 dni.